W oparach absurdu...
Szybki weekend trwajacy do wtorku, znajomi, duzo pytan... gdzie jedziesz? po co? bedzie fajnie! dobry wybor! potem muzyka i wirujace w rytm muzyki twarze + mila niespodzianka nad ranem, wchodzace slonce odbijajace sie szybach wiezowca... Wszystko skondensowane w te kilka dni, zeby tylko zdazyc i zeby nic nie umknelo z tych ostatnich chwil w stolicy. Po drugiej stronie lustra moje miasteczko, wreszcie spokoj, mozna uslyszec mysli. Co ja slysze? Nie chce mi sie jechac? Hmmm chyba tak juz jest zawsze ze im blizej jakiejs wiekszej zmiany tym bardziej czlowiek zaczyna miec watpliwosci. Dzieki dla wszystkich ktorzy sprawiaja ze zastanawiam sie czy nie lepiej moze bylo zostac z Wami:) W kazdym razie odwracam sie i obieram kierunek na zachodzace slonce! Zegnaj ziemio k. :) Biala Mewa leci daleko stad:P Ale nie myslecie ze przestane nadawac! Czas sie pakowac, upchnac czesc swego zycia w 2 torby po 23 kilo + podreczny i mozna zaczynac nowe zycie za oceanem:)